Na dworze prawdziwa zima. Pięknie wygląda za oknem. Ferie i zabawy na śniegu są cudowne, na twarzy pojawiają się rumieńce…a w domu czeka zupa.
Zupy zimą to prawdziwy cud kulinarny. Rozgrzewają i chyba nie ma nic wspanialszego po powrocie z sanek, nart czy spaceru. Jakie są Wasze ulubione? Bo ja ostatnio zakochałam się w ananasowej (oczywiście po tajsku). Nie mam oficjalnego przepisu, zawsze jest ciut inaczej, ale bazowe składniki są takie same:
-
kurczak lub krewetki ( co lubicie i w ilości jaką preferujecie)
-
1 świeży ananas (może być w puszce, 1 puszka to minimum, ale to zależy od Was)
-
1 puszka mleka kokosowego
-
1 cukinia
-
kilka marchewek (4-5 średnich)
-
pomidorki koktajlowe (mogą być z puszki)
-
kiełki bambusa (nie są obowiązkowe)
-
5-6 cebulek szalotka
-
pasta curry lub curry (ja daję gotową tajską pastę + curry jeśli czuje, że mam za mało curry)
-
przyprawy: trawa cytrynowa, imbir, chili, sos sojowy (zazwyczaj mam pastę z trawy, potarty imbir, chili w oleju), kolendra
-
świeża kolendra ( dużo!!!!!!!)
-
natka pietruszki + szczypiorek (zielenina jak kto lubi)
Najpierw podsmażam pierś z kurczaka – z cebulką na oleju kokosowym. Jeśli mają być krewetki to podsmażam je same, bez cebulki, ale za to z czosnkiem. Przekładam do garnka. Zalewam wywarem warzywnym/mięsnym (jeśli mam) lub wodą – nie w dużej ilości, na początek 2 szklanki. Dodaję sok ananasowy z puszki, pokrojoną w talarki marchewkę. Kilkanaście minut gotuję, w tym czasie dodaję wszystkie pasty i przyprawy (próbuję ze sto razy czy już jest ich tyle ile trzeba ). Najbardziej ostrożnie obchodzę się z chili i z sosem sojowym (sos sojowy jest zobowiązujący i absolutnie nie może go tutaj być za dużo, a chili wiadomo…). Na litr wywaru zazwyczaj przypada łyżeczka curry, łyżeczka pasty z trawy cytrynowej, łyżeczka imbiru, 1 łyżeczka kolendry, ale wszystko jest kwestią smaku, najlepiej dodawać stopniowo. Jeśli mam gotową pastę curry to wszystkie przyprawy dodaję w mniejszej ilości – pasta ma już ich sporo, jest też ostra. Więc najpierw daję pastę, czekam aż smaki się pojawią i dopiero potem przyprawy. Następnie dodaję pokrojonego ananasa, cukinię, mleko kokosowe, bambusa i połówki pomidorków. Na koniec trochę pietruszki, trochę szczypiorku i ogromne ilości świeżej kolendry (daję jej zawsze bardzo dużo) – zieleninę oczywiście dajemy na stół, osobno, ląduje już na talerzu. Mówiłam, że kolendry ma być dużo?
Zazwyczaj czuję za mało smaku ananasa, dlatego jeśli mam pod ręką sok z ananasa to lubię po niego sięgać. I uwielbiam do tej zupy dodawać czatnej mango + limonka (2-3 łyżki).
Zupa ma być ostra, rozgrzewająca, słodko-pikantna. To prawdziwe bogactwo smaków! Zatem do kuchni i jestem bardzo ciekawa, czy ją polubicie tak samo jak ja.